W końcu widzę, że mój "zbiór" kosmetyków się kurczy. Lipiec był moim drugim miesiącem znacznego ograniczenia zakupów kosmetycznych, co w połączeniu ze zużywaniem zaczyna daje bardziej wyraźne efekty. Przyznam jednak, że musiałam wprowadzić jeszcze jedną zmianę - nie męczyć się z kosmetykami, które z jakichś powodów nie są dla mnie odpowiednie, typu szczypiący płyn micelarny. Jeśli dodatkowo zbliżała się data ważności tym bardziej kończyły jako "wyrzutki". Będzie ich tu kilka.
- Oba jaśminowe kosmetyki Evree - płyn micelarny i tonik to wspomniane wcześniej "wyrzutki". Po płynie bardzo szczypały mnie oczy a tez nie zmywał zbyt dobrze, natomiast tonik niby dla skóry suchej a okazał się bardzo mocny, nie czułam żadnego nawilżenia.
- Olejek z serii różanej Evree był nawet ok, tylko opakowanie i dozowanie zupełnie nietrafione do tego typu kosmetyku. Do tego miał dosyć wodnistą konsystencję co utrudniało dozowanie i rozprowadzanie olejku.
- Kosmetyki Avril - płyn micelarny i tonik także niezbyt mi podeszły. Micel niezbyt dokładnie zmywał makijaż z oczu, dla mnie był zbyt delikatny (sam tusz nałożony w małej ilości powinien bez problemu usunąć) a tonik niestety był niestety z detergentem. Nie lubię takich toników, pienią się i zostawiają lekko klejącą warstwę. Użycie takiego toniku jest bez sensu, bo powinno się go zmyć. Do resztek nie miałam już cierpliwości.
- Z kosmetykami Rosadia nie polubiłam się za bardzo. Olejek do demakijażu nie radził sobie z mocnym makijażem oczu - cieniami, tuszem, trudno było go zmyć z twarzy - żel lub pianka są konieczne. Mleczko było takie sobie, też bez szału. Mam jeszcze żel do mycia twarzy i jako jedyny z tej trójki mi odpowiada.
- Żel do mycia twarzy z witaminą C Biotaniqe nie napinał skóry, nie wysuszał jej. Nie przeceniałabym działania witaminy C zawartej w tym żelu, bo ma krótki kontakt ze skórą, ale mimo to lubiłam go używać szczególnie rano.
- Żel do mycia twarzy PureHeal's z propolisem też był w porządku, tylko odkręcana tubka z żelem nie jest moimi ulubionymi opakowaniem dla tego typu kosmetyku (w zasadzie w ogóle dla żadnego).
- Bardzo nie lubię pieniących się toników, a ten Natura Siberica niestety takim się okazał. O ile płyn micelarny jeszcze jestem w stanie "przeboleć" bo i tak micel zmywam żelem, tak taki tonik zupełnie nie wchodzi w grę.
- Esencja Avobio okazała się mocna dla mojej skóra. Była po niej dziwnie szorstka, napięta, na pewno nie nawilżona. Nie męczyłam się z nią do końca, resztki wylądowały w koszu, niestety.
- Peeling do ust Bielenda też nie do końca mi odpowiadał. Po pierwsze - taka forma aplikacji zupełnie mi się nie podoba. Po drugie, drobiny cukru wędrowały z ust na skórę wokół nich i trudno było je zmyć czy zetrzeć. Używanie go nie było więc komfortowe. Do tego zostawiał dziwnie gorzkawy posmak w ustach.
- Za to krem ultranawilżający KOI bardzo dobrze wpływał na moją skórę. Lubiłam go używać. Bardzo dobrze nawilżał, nie był ciężki. Okazał się wydajny, bo niewielka ilość wystarczała na nawilżenie twarzy.
- Serum z opuncją i aloesem Bielenda Botanic Spa Rituals było świetne! Napisałam o nim na Instagramie. Chętnie keszcze go kupię. Szkoda tylko, że nie ma większej pojemności, bo przy codziennym używaniu bardzo szybko się kończy.
- Po serum na przebarwienia BasicLab spodziewałam się wręcz cudów. Zużyłam całe opakowanie a niestety moja melazma na czole jak była tak została. Dziewczyny z formy pisały, że trzeba zużyć dwa opakowania dla efektu, ale w takim razie to droga "impreza".
- Krem pod oczy Naobay był niezwykle wydajny! Miałam go kilka dobrych miesięcy. Nie był ciężki, ale też nie wodnisty. Bardzo dobrze nawilżał, chronił skórę przed zmarszczkami (mam prawie 40 lat i nadal skórę mam gładką), nadawał się pod makijaż.
- Maski w płachcie Conny bardzo polubiłam, szczególnie z kwasem hialuronowym, platyną i złotem. Przeczytacie o nim na Instagramie:
- Z masek ze zdjęcia jedynie maska w płachcie Bielenda Lift mi nie podeszła. Płachtę trudno w miarę dobrze dopasować, a płyn, którym jest nasączona nic nie robił na mojej skórze oprócz klejenia się.
- Żele pod prysznic Fitokosmetik ledwo wymęczyłam. Były bardzo rzadkie, wysuszały i podrażniały mi skórę. Zapachy też nie były zbyt ciekawe - takie szamponowo-mydlane jak przed laty.
- Peelingi do ciała Joanna były całkiem fajne. Średnio mocne, takie w sam raz.
- Pianka pod prysznic o zapachu rabarbaru Nivea też była fajna. Ogólnie bardzo lubię kosmetyki w takiej formie.
- Sól do kąpieli w saszetce Big Hug Kneipp kupiłam w Action. Miała delikatnie waniliowo-kremowy zapach.
- Drugą sól do kąpieli Kneipp, w pojemniku kupiłam w promocji w Hebe. Lubię te sole, jak z resztą wszystkie kosmetyki do kąpieli tej marki.
- Sole do stóp Bingo Spa zalegały mi już bardzo długo. Szybko się z nimi rozprawiłam używając do kąpieli. Do moczenia stóp użyłam może 2-3 razy.
- Ze zużytych kosmetyków do włosów jedynie odżywka BasicLab do wypadających włosów i krem do oczyszczania skóry głowy TrioBotanica dobrze mi służyły. Szampon, odżywka z pokrzywą i maska Agafia bardzo puszyły mi włosy.
- O Cremobazie pisałam już osobną recenzję, więc zachęcam do jej przeczytania:
- Kremowe mydło w płynie Dove niestety nie służyło mi tak jak tego oczekiwałam. Kostki Dove zdecydowanie lepiej wpływają na skórę moich dłoni, nie wysuszają ich.
- Antyperspirantu w sprayu Dove o zapachu jabłka używałam jak innych w tej formie - będąc w domu zapewniając mi odpowiednią ochronę.
- Tusz Wibo Growing Lashes był mocno średni. Nie zauważyłam, żeby wpływał na wzrost rzęs a i efekt jaki na nich dawał znacznie odbiegał od moich oczekiwań.