W opis zdjęć oprócz literówki wkradł się też drugi błąd - pokazuję to co zużyłam nie tylko w kwietniu, ale też w marcu. Zmiana na dwumiesięczne podsumowania była zdecydowanie dobrym krokiem. Może zrobienie zdjęć trochę dłużej trwa i pisanie o zużytych kosmetykach również, ale robię to w dłuższym odstępie czasu.
Od połowy marca przedszkola są zamknięte, więc "siedzę" z dziećmi w domu. Koronawirus czy nie, kosmetyki same się nie zużyją, a o skórę, włosy trzeba dbać nawet w domowych warunkach.
Przez te 2 miesiące postawiłam głównie na rozprawienie się z rozpoczętymi kosmetykami do twarzy i wiele z nich wykończyłam.
- Krem-żel Biotaniqe był zaskakująco fajny. Miał przyjemną konsystencję delikatnego kremu, która szybko się wchłaniała. Dobrze współgrał z podkładami, odpowiednio nawilżał. Wydaje mi się, że już go nie ma w ofercie. Szkoda.
- Zielona glinka Nacomi sprawdziła się całkiem dobrze na mojej skórze - oczyszczała, odświeżała, matowiła skórę nie wysuszając jej nadmiernie.
- Kremu do twarzy Be Organic wbrew oczekiwaniom nie polubiłam. To chyba pierwszy krem, który tak kiepsko nawilżał moją normalną skórę. Szybko się wchłania i równie szybko skóra dopomina się o dodatkową porcję nawilżenia.
- Lubię pianki szczególnie do delikatnego mycia twarzy rano. Pianka Iossi dobrze mi służyła w tym celu, ale też dobrze domywała makijaż i pozostałości kosmetyku do demakijażu. Nie była zbyt gęsta, raczej lekka i niezbyt zwarta.
- Szkoda, że marki Mincer już nie ma, bo serię Oxygen Detox chętnie jeszcze bym kupiła (poza kremem pod oczy, który był dla mnie za lekki). Wcześniej zużyłam bardzo dobre serum, teraz krem na dzień i krem na noc dobiły dna. Zużyłam je z dużą przyjemnością, choć trudno mi ocenić, czy rzeczywiście chroniły skórę przed negatywnym działaniem zanieczyszczeń na skórę.
- O żelu do mycia twarzy Ava nie wiem co napisać. Był bardzo gęsty, dla mnie za gęsty - niewygodnie mi się go używało. Miał sztuczny cytrusowy zapach. Myć mył, ale nie porwał mnie.
- Jeśli lubicie treściwe, tłuste kosmetyki pod oczy, to poznacie masło LaLe. Tu akurat słoiczek po wersji zielona herbata, ale mam jeszcze kawowe. Masło jest na bazie masła shea - to w zasadzie masło shea z dodatkami. Jak dla mnie to masło tylko na noc, w niewielkiej ilości i tylko POD oczy - jak się taki tłuścioszek dostanie na rzęsy czy do oka to nic przyjemnego.
- Kolejny krem, tym razem Naobay. Niby "extra rich", ale konsystencję miał fajną, szybko się wchłaniał i doskonale nawilżał. Podobał mi się jego ziołowy, jakby nieco pietruszkowy zapach.
- Hydrolat z kwiatu gorzkiej pomarańczy Kej używałam do glinki gdy chciałam wzmocnić jej działanie. Już go kiedyś miałam i podobnie używałam - do codziennego używania w roli toniku był dla mnie zbyt mocny.
- Z płynem micelarnym Clochee niezbyt się polubiłam głównie przez to, że podrażniał mi oczy (a nie mają do tego tendencji). Nie lubię, gdy pieką i łzawią, z resztą - kto lubi. Z mocnym makijażem radził sobie bardzo dobrze. Czy relaksuje? No nie, szczególnie, że walka ze łzawiącymi oczami trudno nazwać relaksem.
- Kolejna tuba po peelingu do ciała z Avonu i kolejny tej marki, który bardzo lubię mimo kiepskiego składu. Podobnie jak oliwkowy i z minerałami Morza Martwego bardzo skutecznie wygładza, przyjemnie masuje, niczym pianek.
- Uwielbiam kosmetyki o zapachu bzu, a Joannie świetnie wychodzi jego odwzorowanie. Balsam do ciała pachniał równie cudownie jak peeling i płyn do kąpieli z tej linii. Działanie też miał fajne.
- Peeling do ciała manufaktury Cztery Szpaki był zbity i dosyć ostry. Byłam z niego zadowolona.
- Ostatni balsam Yope - zupełnie mi nie podeszły. Mazały się po skórze słabo nawilżając. Z jednej strony kusi mnie nowy o zapachu bzu, ale z drugiej obawiam się, że mi nie podejdzie.
- Remodelująca maska antycellulitowa Eveline miała dziwną konsystencję - coś jak bardzo gęsty krem, podchodzący pod pastę, ale dobrze się rozprowadzała do skórze. Świetnie nawilżała, wygładzała i skóra lepiej wyglądała.
- Balsam z olejem arganowym Stara Mydlarnia był całkiem w porządku. Dla skóry suchej może być za słaby, ale do normalnej jest ok.
- Skompresowany antyperspirant Rexona działał skutecznie. To chyba pierwsza wersja Rexony w sprayu z której byłam całkowicie zadowolona.
- Eh, ten Yope się za mną ciągnie i ciągnie. Narobiłam kiedyś zapasów i mam przesyt szczególnie, że kosmetyki tej marki nie porwały mnie. Mydła są ok, ale przyznam, ze nie rozumiem, skąd aż tyle zachwytów. Mydło jak mydło. Wersja Zimowa niestety kompletnie się u mnie nie sprawdziła. Zrobiła mi katastrofę ze skóry rąk, u syna też. Skóra była mega podrażniona, chropowata, sucha, swędząca, pękająca. Dopiero pod koniec butelki znalazłam w nim winowajcę. Końcówkę zużyłam do mycia pędzli. Dopiero teraz skóra dochodzi do siebie, po codziennej dużej dawce żelu aloesowego i kremów do rąk i peelingów.
- Żel aloesowy Aloesove był dosyć rzadki, najlepiej sprawdzał mi się do skóry głowy. Mam już kolejną butelkę.
- Żel do higieny intymnej Go Cranberry robił co miał robić - mył i odświeżał. Nie podrażnił, nie mam mu nic do zarzucenia.
- Mydło, a właściwie kostka myjąca Dove to klasyk u mnie. Nie zliczę ile ich zużyłam. Podobno świetnie sprawdza się do mycia włosów - muszę spróbować!
- Masce do dłoni Organique wiele zawdzięczam!! Bardzo mi pomogła w walce z zmasakrowaną skórą po mydle Yope świątecznym (pisałam wyżej). Synowi też przynosiła ulgę i jak nie lubi, gdy mu smaruję czymś dłonie, tak o tę maskę sam się dopominał. Na pewno jeszcze ją kupię nie raz!
- I pasty do zębów - Signal i z dobrym składem Agafia. Nie mam nic złego na ich temat do napisania.
- Pianka pod prysznic Fa - całkiem fajna :) Mam jeszcze dwie inne wersje, które z chęcią zużyję
- Druga butelka kremowego żelu pod prysznic Sylveco. Jeśli szukacie naturalnego żelu to warto mu się przyjrzeć. Nieco drażnił mnie słodkawy, cukierkowy zapach, ale działanie na skórę bardzo przyjemne. Nie podrażniał ani nie wysuszał.
- Zapachowo mandarynkowy żel Biolove był taki sobie, ale używało się go przyjemnie. Żele Biolove na pewno jeszcze kupię, ale raczej nie ten zapach.
- Olejek do kąpieli Oriflame Swedish Spa miał spory potencjał, jednak mnie rozczarował. Miał bardzo delikatny zapach i żeby było go czuć w trakcie kąpieli, musiałam wlewać dużo olejku. Szybko się skończył.
- Płyny z Avonu z linii Planet Spa też były mocno średnie z tego samego powodu co olejek Oriflame. Szkoda, że nie pachniały mocniej.
- Nie zauważyłam wzmocnienia włosów ani zahamowania ich wypadania używając szamponu i odżywki Iceveda, które miały to robić. Nie polubiłam się zbytnio z tym duetem, miałam po nim trochę za lekkie, za mało dociążone włosy.
- Za to peeling do skóry głowy Bandi z linii TrichoEsthetic to sztos! Peelingi z drobinkami to dla mnie całkowite nieporozumienie, a ten jest enzymatyczny. Na pewno jeszcze go kupię.
- Maskę do skóry głowy Natural Me opartą na olejach i wyciągach wcześniej używałam systematycznie, teraz wykończyłam resztki. Przy regularnym nakładaniu widziałam lekką poprawę i zmniejszenie wypadania. Może druga buteleczka wzmocniła by ten efekt?
- Farba z Avonu Ciemny złoty brąz to moja ulubiona farba. Przyciemnia mi włosy, ale nie wychodzą po niej czarne i mają ciepławy połysk. Gdyby nie odrosty także i siwe, śmiało mogłabym farbować co pół roku. Nie wiem, które to już opakowanie. 4? 5?
- Podkłady Revlon Colorstay nie są zużyte do końca, ale końcówki zmieniły już odcień - "trochę" już mają. Być może kiedyś jeszcze je kupię, szczególnie, że obecne buteleczki z pompką to zupełnie inny komfort używania.
- Maska w płachcie z witaminą C Vitamin C Shot z Garniera okazała się bardzo przyjemna. W odróżnieniu od typowych masek w płachcie, tutaj trzeba samemu połączyć maskę z płynem, ale jest to bardzo fajna czynność :) Wystarczy zgiąć opakowanie w opisany sposób i płachta się nasącza. Lubię takie bajerki. Płynu jest bardzo dużo, a sama tkanina cieniutka, miękka i dobrze się dopasowuje do twarzy. Jak to przy takich maskach najczęściej bywa twarz się po niej lepiłą przez jakiś czas, ale jak wklepałam pozostałości i odczekałam chwilę to było już ok. Płyn dobrze nawilżył i odświeżył skórę. Twarz wyglądała naprawdę ładnie i zdrowo.
- Dla równowagi tkanina z Bielendy Lift była gruba, sztywna i dziwnie wycięta - nijak nie dało się jej dopasować do twarzy. Marszczyła się, odklejała a działania żadnego nie zauważyłam.
- Maseczka z Ziaji z mikrobiomem dla skóry suchej była w zasadzie taka sobie. Po wyciśnięciu z saszetki wydawała się lekka, ale jednak nakładając na twarz okazała się trochę tłustawa. Dla skóry bardzo suchej i suchej rzeczywiście będzie odpowiednia, natomiast na mojej normalnej była nieco niekomfortowa.
- Maseczka z brokatem Galaxity z Eveline to kolejny bajer, idealny na babski wieczór lub dla odrobiny śmiechu - bo wygąlada fajnie. W żelu są trzy postacie brokatu - drobny pyłek, większe drobiny i serduszka. Rzeczywiście skóra była po niej gładsza, ale zmyć ten brokat to istny cud.
- I jeszcze miniaturka żelu do mycia twarzy Kiehl's. Niby mała pojemność a długo go męczyłam, Był bardzo gęsty i nie podobał mi się jego zapach kojarzący mi się z zapachem typowym jak na basenie. Kusi mnie kilka kosmetyków tej marki, ale już z pewnością nie ten żel.
Ogromne i ciekawe denko. Yope mnie też zachwyciło na szczęście, ale jak piszesz o masakrze, to więcej nie zaryzykuję. Zaciekawiła mnie maska do rąk Organique :)
OdpowiedzUsuńWow, bardzo duże denko :) U mnie żadne tak nie wyglądało, nawet z kilku miesięcy :D
OdpowiedzUsuńWow! z tego znam i lubie mydla DOVE, ale zdecydowanie wole zele :) i podklady Revlon :)
OdpowiedzUsuńWow, sporo udało Ci się zużyć! Od jakiegoś czasu kusi mnie ta maseczka z witaminą C z Garniera. :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś ten balsam z Joanny i faktycznie bardzo miło wspominam jego zapach :)
OdpowiedzUsuńSame ciekawostki, chyba nic nie miałam :)
OdpowiedzUsuńCzasami trochę tęsknie to takich denek u siebie, ale po chwili zastanowienia jednak lepiej mi z tym minimalizmem. A z pokazanych tu kosmetyków chętnie bym kupiła peeling vianek. Dobrze wspominam ten żel mycia Sylveco , a żel z Aloesove kupiłam kolejny raz.
OdpowiedzUsuńTeż nie rozumiem szału na Yope, miałam kilka kosmetyków i może dwa polubiłam (bez wow), reszta była wręcz niefajna, zapachy dziwne i te okropne zwierzątka na opakowaniach :D Nigdy więcej :D
OdpowiedzUsuńKostki Dove-używam od lat, na włosy nie próbowałam,może jutro,hmmm?
Farba ciemny złoty brąz z Avonu-miałam! I własnie byłam zadowolona bo była ciepła a nie czarna, muszę do niej wrócić kiedyś :)
Chyba nawet ja polecałam Ci tę farbę na Wizażu :D
UsuńO tak, opakowania Yope sa okropne.
Piekne denko, niestety wiekszosc tych kosmetykow znam jedynie z blogosfery ;)
OdpowiedzUsuńAle ogromne denko :) Ja chyba z kilku miesięcy nie miałabym takiego ;)
OdpowiedzUsuńa ja teraz mam chęć na kosmetyki yope, ich balsamy mam zawsze bo są świetne i mega wydajne. mydeł i innych produktów jeszcze nie miałam
OdpowiedzUsuńTakie denko to jest denko przez duże D :D Przypomniałaś mi o kremie Naobay - jak ja go lubiłam! :)
OdpowiedzUsuńMasakra jak tego wszystkiego dużo! Dawno nie robiłam takich wpisów z denkiem, ciekawa jestem ile u mnie by było zużyc. Jak się nie odkłada to się nie wie ile tego jest ;)
OdpowiedzUsuńWow! Naprawdę sporo produktów zużyłaś. Z przedstawionych znam jedynie markę FA :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Miałam ten olejek-maskę z NaturalMe do skóry głowy i przy regularnym stosowaniu rzeczywiście jakieś efekty były;)
OdpowiedzUsuńAle denko! Wiele produktów znam, kilka miałam. Moje denka zdecydowanie wyglądają słabo przy Twoim :)
OdpowiedzUsuń:)
Myśle, ze Yope ludzie zachwalają bo składowo fajne i wcale nie sa te mydła drogie. :)
Ja posiadam ale nie uzywam. Mój syn je uwielbia i kupuje z myślą o nim :)