Znowu mam solidną porcję ciekawych kosmetyków do makijażu do pokazania (zapewniam, że to jeszcze nie jest wszystko), tym razem naszej polskiej marki AA z linii Wings Of Color. Chciałam już napisać, że linia obchodzi pierwsze urodziny, a to przecież już prawie dwa lata temu szafa z kosmetykami w eleganckich, biało-złotych opakowaniach pojawiła się w Rossmannach!

To nie będzie pierwsza prezentacja Wings of Color na moim blogu. Koniecznie zapoznajcie się z pierwszym przeglądem! Podkład, delikatnie złoty rozświetlacz, baza i mineralny puder sypki nadal mnie zachwycają!


Część z tej dużej gromadki dostałam, część kupiłam, ale nie ma to dla mnie znaczenia - wszystkie kosmetyki oceniam tak samo rzetelnie. Dla mnie jest to oczywiste, dlatego nie podkreślam przy każdym moim wpisie. 
 
Podkłady AA Wings of Color bardzo przypadły mi do gustu, nie inaczej jest z 2 in 1 Foundation & Concealer w tubce. Kolor Light nie jest wcale taki "light", dla mnie to i lepiej, ale dla osób z jasną karnacją będzie za ciemny. Zresztą sami oceńcie na poniższym zdjęciu.
Podkład ma przyjemną konsystencję, nie jest za suchy, jest przyjemnie kremowy i dobrze się rozprowadza. Ładnie scala się ze skórą, ale pamiętajcie, że w dużej mierze zależy to też od użytego wcześniej kremu! Na mojej suchej skórze podkłady lepiej wyglądają na kremach o lżejszej konsystencji (ostatnio zachwycam się lekkim kremem z Clochee, który mimo, że przeznaczony jest do skóry mieszanej i tłustej to dobrze nawilża także moją suchą) tak jest i z tym kremem. 
Na tubce jest informacja, że podkład mocno kryje i rzeczywiście tak jest, można jednak uzyskać lżejsze krycie po prostu nakładając go mniej.

Baza pod makijaż Jelly Blur to sztos! Nie jest to taka typowa galaretka (na szczęście), raczej delikatny żelo-krem. Chwilę po nałożeniu na krem, jak już się "uleży" baza robi mega efekt! Wygładza, "rozmywa", robi niemal "baby face". To skóra jak z podkładem ale bez niego (nie mówię tu o przykryciu przebarwień czy innych tak ładnie zwanych niedoskonałości). Nakładam na nią niewielką ilość pudru sypkiego i jest super.
Pod podkładem też się bardzo dobrze sprawdza, czy to tym z AA Wings of Color czy każdym innym. Warto wypróbować szczególnie, jeśli chcecie choć w niektóre dni zrezygnować z podkładu.
 
Oba kosmetyki polecam, dobrze się u mnie sprawdzają i używam ich z przyjemnością. Pozytywnie mnie zaskoczyły, bo nie spodziewałam się, że aż tak je polubię za współgranie z moją skórą.

 
Pudry sypkie Dust Matt mam w dwóch wersjach - transparent i skin refresher. Ten pierwszy ma lekko beżowy odcień, po nałożeniu trochę rozjaśnia mi skórę, ale po chwili nie jest to tak bardzo widoczne, puder dopasowuje się. Drugi jest wyraźnie jaśniejszy, w fioletowym odcieniu, ale bez obaw - skóra nie staje się fioletowa :D. Moją skórę bardziej rozjaśnia niż transparentny.
 
Oba pudry są bardzo delikatne, nie widać ich na twarzy, dobrze współpracują np. z podkładem oraz samą bazą, które pokazałam wcześniej. 
Podoba mi się, że zamiast plastikowego sitka jest miękka siateczka. Nie przypominam sobie, żebym miała wcześniej puder w opakowaniu z  takim rozwiązaniem.
Jeśli chodzi o mat, to trzeba przyznać, że bardzo dobrze im się to udaje, na mojej suchej skórze nawet za dobrze ;)
Przyznam, że oprócz delikatnej różnicy w odcieniu (jak wspomniałam, transparentny ładnie mi się dopasowuje, ale fioletowy rozjaśnia) nie dostrzegam nic więcej. Po skin refresher oczekiwałam jednak innego efektu, samo rozjaśnienie nie spowodowało u mnie "świeżej" cery. Może na jasnej inaczej wygląda.

 
Po szaleństwie na punkcie różów i brązerów, od kilku lat trzyma mnie faza na rozświetlacze. Co prawda lubiłam je już wcześniej (kto pamięta słynny AOH z Essence? :D), ale miałam ponad roczną przerwę w ich używaniu. Do teraz nie mam pojęcia czym była spowodowana. 
Wings of colors ma dla każdego coś dobrego - róże, brązery i właśnie rozświetlacze.
 
Róż Zen jest bardzo delikatny, odpowiedni dla jasnej karnacji - u mnie wygląda hmmm dziwnie. Ma jasny odcień, ale jest na tyle napigmentowany, że widać go na skórze.
Rozświetlacz na zdjęciu wyszedł mocno, ale po prostu nałożyłam go w dużej ilości. Nałożony miękkim, dużym pędzlem nadaje się na całą twarz, tylko znowu - o jaśniejszej karnacji niż moja. Fajnie wygląda na pudrze Dust Matt, delikatnie rozświetlając skórę - dobre rozwiązanie dla osób, dla których podobnie jak dla mnie Dust Matt daje za mocno matowy efekt.

Brązer Soft Tan w opakowaniu wydaje się ciemny, ale wcale taki nie jest. Ma przyjemny neutralny odcień (nieco cieplejszy niż na zdjęciu) ze złotym połyskiem. Moją skórę mało brązuje, raczej delikatnie podkreśla jej kolor, ale na jaśniejszej będzie bardziej widoczny.

Pomada do brwi to kosmetyk, który zdecydowanie bardziej jest mi przydatny niż żele, których długo używałam. Moim brwiom nie wystarczy przyciemnienie (z resztą żele różnie sobie z tym radzą), potrzebują też dodania gęstości i skorygowania kształtu. Jasne, użycie pomady wymaga więcej czasu i precyzji niż szybkie machnięcie żelem, więc żel, lub coś innego w podobnej formie zawsze mam pod ręką.
 
Wings of Color oferuje nam pomady w kilku kolorach i w naprawdę dobrej jakości! Jeśli się wahacie, to ... przestańcie, to nie ma sensu. Pomada ma fajną, żelowo-kremową konsystencję, dobrze się nią pracuje. Na zastyga za szybko i to jest zdecydowany plus. Jak już zaschnie, to dzielnie trwa cały dzień.
Włoski z tą pomadą nie wyglądają sztucznie, bo jej kolor nie jest przesadnie mocny (ale jednak widoczny).
Z dwóch odcieni, które mam Brown jest trafiony dla mnie. Podoba mi się, że nie wpada w czerń, nie jest też bardzo zimny.

Odkąd przekonałam się do palet i bardziej skomplikowanych makijaży z wykorzystaniem 5-6 cieni, pożegnałam się z pojedynczymi (a kiedyś właśnie takie najczęściej używałam, ewentualnie podwójne, z których i tak używałam tylko ciemniejszego koloru). Jestem "wygodnicka" i może też poniekąd leniwa, ale lubię do danego makijażu używać jedną paletę, bez mieszania kolorów między nimi czy dokładać jeszcze pojedyncze cienie. Zdaję sobie sprawę, że zamykam tym sobie drogę do kolejnych na pewno fantastycznych połączeń, no ale ... 
Pojedynczy cień do powiek Diamond Stardust może być właśnie takim urozmaiceniem. Jako użyty solo nie za bardzo go u siebie widzę widzę, ale nałożony na inny cień ... może być ciekawie i mocno błyszcząco.

 
Tusz No-Limit Volume Noir przypadnie do gustu osobom, które lubią w nieprzesadzony sposób podkreślone rzęsy. Efekt jest trochę mocniejszy niż tzw. "naturalny", przy czym pracując szczoteczką (szczególnie, gdy tusz jest świeży) trzeba uważać, żeby uniknąć posklejanych rzęs.
Jest trwały, nie rozmazuje się ani nie kruszy, bez problemu zostaje na rzęsach przez cały dzień.

W moim codziennym makijażu nie może zabraknąć szminki. Niegdyś byłam wielką fanką błyszczyków, ale już dawno, blisko 10 lat temu je odłożyłam na rzecz właśnie szminek.
Wings of Color oferuje kilka kolorów szminek kremowych, z delikatnym, satynowym połyskiem oraz kilka o matowym wykończeniu.
 
W ofercie są żywsze kolory jak np. Orange Red i całkiem szeroki wybór odcieni nude. Mi się spodobał Natural, bo takie typowe jasne nude nie pasują do mojej karnacji i typu urody.
Z tych kolorów, które mam, jedynie Glam Nude ma słabsze krycie, jest trochę przejrzysta przez co nasuwa mi skojarzenie z błyszczykiem.
Szminki nie są tak trwałe jak np. szminki w płynie, ale też nie ścierają się bardzo szybko.

Soft Muscat to idealny lakier na jesień! Pamiętacie szał na lakiery w kolorze taupe? Było to dobre ponad 10 lat temu, ale nadal chętnie takich używam. 
Lakier ma bardzo dobrą pigmentację, dzięki której dokładnie kryje, bez prześwitów. Podobnie jak inne lakiery z tej marki ma przyjemną, kremową konsystencję i wygodny pędzelek.
Trwałość ma standardową - bez zarzutów utrzymuje się 2 dni, trzeciego dnia lekko starł się na końcówkach.


Poznałyście już kosmetyki AA Wings of Color?

Macie swoich ulubieńców?



11 komentarzy:

  1. Jeszcze nie miałam nic z tej firmy. W oko wpadły mi te pomadki, śliczne odcienie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam okazji używać tych kosmetyków, ale bardzo mnie zaciekawiły i chętnie bym je wyprobowala

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobają mi się cztery kolorki szminek :) Pomady do brwi też mnie zaciekawiły.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa kolekcja, ta baze chetnie sama zakupie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie prześliczne kolory szminek! Na pewno wkrótce skuszę się na jakiś odcień :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę te pudry Dust Matt to tak już za mną chodzą jakiś czas! Chyba w końcu ulegnę pokusie i przekonam się jak działają <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Diamond Stardust - o wow!
    A ja do tej pory niewiele miałam styczności z kolorówką AA i w sumie sama nie wiem dlaczego jakoś nie zwróciłam uwagi na te kosmetyki..

    OdpowiedzUsuń
  8. Z ich kolorówki uwielbiam bazy pod makijaż - ekstra działają na moją skórę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ładne kolory pomadek. Każdy znajdzie wariant dla siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam puder w kamieniu, coś a'la mineralny, ale dobry był i długo go używałam. Zawsze jak jestem przy szafie AA Wings to mam ochotę kupić lakier. Mają fajne kolory i skład też podobno jest lepszy.

    OdpowiedzUsuń

Nie proś o wzajemne obserwowanie - zaglądam na blogi osób komentujących :)

UWAGA! Usuwam komentarze z podlinkowanymi słowami kluczowymi!