O ile ograniczenie kupowania nowych kosmetyków uważam za nie lada wyczyn (od grudnia idzie mi super i kupuję ok 10 sztuk miesięcznie, a przecież same wiecie jak potrafiłam zaszaleć...) tak zużycia idą swoim torem. Z tym w zasadzie nie miałam nigdy problemów - regularnie używam kosmetyków, regularnie robię też ich przegląd typując te, o których kiedyś tam zapomniałam oraz te, które niedługo powinny się skoczyć. To jest chyba dobry system, bo co miesiąc wyrzucam ok 20 pustych opakowań.
Biorąc pod uwagę znacznie mniej dochodzących kosmetyków i zużywanie jak do tej pory (czyli średnio 20 sztuk miesięcznie) zbiór się nie rozrasta, co mnie cieszy. Przykładowo - w lutym 2018 samych kupionych kosmetyków naliczyłam prawie 150 (a nie był to jakiś wyjątkowy miesiąc, to był niemal mój standard)! Czym zatem są te 10 miesięcznie, w których od grudnia się zamykam.
Powstrzymanie rozrastania już jest wielkim sukcesem, ale chciałabym, aby zaczął się znacząco kurczyć. Póki co przewaga zużyć nad zużyciami jest niewielka (doliczając to co dostaję), kilka sztuk, ale zawsze to coś, prawda? :)
W styczniu zużyłam 20 kosmetyków i jeden MUSIAŁAM wyrzucić. To naprawdę rzadko się zdarza, a właściwie to nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak z czegoś niezadowolona.
- Łagodzący olejek do demakijażu Vianek okazał się bardzo skuteczny w usuwaniu makijażu. Gęsty, bez emulgatora w składzie, więc wymaga zmycia żelem lub pianką (te z emulgatorem też dodatkowo zmywam, więc dla mnie to bez różnicy). Zapach miał przyjemny.
- Maski w płachcie Borntree nie porwały mnie, jak z resztą każda maska tego typu. Nie potrafię się do nich przekonać. Z tych lepsza była z kozim mlekiem, ale bez rewelacji.
- Kosmetyk, który musiałam wyrzucić to serum Perły Jesieni z Manufaktury Dobrych Kosmetyków. Zanim się na to zdecydowałam to trochę postał na półce nabierając "mocy urzędowej". Kleiło się strasznie, śmierdziało i nie dawało żadnych efektów. Nie miałam ochoty męczyć się z nm w oczekiwaniu na cud.
- Tusz do rzęs Mystik, ze szczoteczką do wyboru (kupujemy ją osobno w zależności od upodobań; jak dla mnie to genialne rozwiązanie) - ja miałam silikonową pogrubiającą. Jeden z lepszych, jakie miałam, ale nie idealny.
- Wykończyłam resztki trzech mydeł. Odsyłam do recenzji: kaktusowe Beaute Marraketch, rumiankowe Pachnące Roztocze i węglowe Sadza Soap.
- Nie zliczę ile już zużyłam żeli pod prysznic Dove i w standardowej pojemności i 400ml (ten był właśnie większy). Bardzo je lubię - ich gęstą konsystencję (ale seria owocowa jest rzadsza) i to, że nie muszę po nich używać balsamu.
- Oj Vianek, Vianek :D pamiętacie moje szalone zakupy tych kosmetyków? Żel energetyzujący jest całkiem fajny, o śliskiej konsystencji, która lubię. Pachnie przyjemnie, świeżo, podobno jabłkowo ... Mam wątpliwości co do tego ale i tak mi się podobał.
- Uwielbiam kąpiele z produktami Kneipp. Cudownie i długą pachną nie wysuszając skóry. Esencja lawendowa barwiła wodę na fioletowo i uspokajała świeżym, kojącym zapachem.
- Jestem totalnie uwiedziona zapachem serii Brownie z pomarańczą Biolove - dawno żaden zapach tak mnie nie ujął, dla mnie po prostu bajka, bardzo apetyczna przy okazji ;) Jednak puder, jak i inne pudry Biolove i Nacomi mocno pachnie tylko w opakowaniu. Aby i kąpiel była tak aromatyczna, trzeba wsypać do wody znaczną część pudru, co powoduje, że w zestawieniu z ceną taka kąpiel staje się prawdziwym luksusem ;)
- Szkoda, że zapach imbirowo-pomarańczowego peeling kawowego Body Boom też był delikatny, liczyłam na bardziej pachnące doznania. Ale jako peeling jest bardzo porządny, jak to kawowy :)
- Przygodę z marką Iceveda zaczęłam od soli do kąpieli (na swoją kolej czekają jeszcze żele, szampony, odżywki do włosów). Sól jak sól. Starczyła na 2 czy 3 kąpiele. Raczej nie kupię ponownie (chyba, że na mega promocji), bo niczym się nie wyróżnia.
- Na szczęście rozstępów nie mam dużo (po ciążach nie przybył mi ani jeden, skóra na brzuchu jest nietknięta), za to dręczy mnie cellulit. Balsam Sylveco przeciw rozstępom bardzo konkretnie nawilża skórę, dzięki czemu staje się bardziej elastyczna co z kolei chroni ją przed pojawieniem się rozstępów. Na pewno warto, aby sięgnęły po niego kobiety w ciąży - skóra potrzebuje wtedy jeszcze więcej nawilżenia, a ten naprawdę super to robi. Widocznie ujędrnił skórę, rozprawił się z szorstkością. zapach - nic specjalnego, ale też nie przeszkadzał.
- Do pary z żelem zużyłam też balsam energetyzujący Vianek. Był całkiem fajny, ale trochę za długo trzeba było go rozsmarowywać. Odżywczy bardziej mi odpowiadał.
- Masło do ciała oliwka z kwiatem pomarańczy z Avonu trochę u mnie przeleżało, ale udało mi się zużyć tak na styk z datą ważności. Miałam kiedyś krem oliwkowy, ale z masła byłam bardziej zadowolona. Odpowiednio nawilżało, zostawiało delikatną, nie klejącą warstwę. Musiałam tylko uważać, aby nie nałożyć za dużo bo wtedy się rolował.
- Cotton Dry to chyba pierwsza wersja Rexony, która działała na mnie jak powinna. Dobrze chroni, nie plami ubrań i przyjemnie, świeżo pachnie.
- Nie uległam zachwytom nad Yope. Ok, mydła kupuję jak są w promocji, ale żebym dostrzegała w nich wyjątkowe cechy - nie. Teraz zużyłam mydło kuchenne, nie widzę, aby różniło się czymś od "nie-kuchennego". Zapach miało przyjemny, świeży, wodny.
- Miniaturkę szamponu Sadza Soap zużyłam dosyć szybko. Nie zrobił moim włosom ani skórze głowy żadnej krzywdy. Dobrze oczyszczał bez wysuszenia i bez podrażnienia skóry.
- Moje pierwsze spotkanie z marką Karelia Organica. To chyba pierwszy przypadek, kiedy najpierw skończył mi się szampon a nie odżywka, z reguły jest na odwrót. Duet z moroszką dobrze działał na moje włosy, może nie idealnie (nie dociążał ich jak tego oczekuję, ale nie robił też puchu), ale polubiłam go.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że powinnam publikować już zużycia lutego a nie stycznia :D Tak mi zeszło, ten tydzień miałam wyjątkowo bardzie zapełniony innymi sprawami.
U Ciebie jak zwykle udane denko :) Miałam żel Dove, który bardzo dobrze wspominam :) z Yope miałam tylko próbki jakiś trzech produktów, ale były słabe.
OdpowiedzUsuńOgromne i ciekawe denko :)
OdpowiedzUsuńFajne kosmetyki, zaciekawiła mnie marka Karelia organica :)
OdpowiedzUsuńPięknie :) Właśnie dążę do tego samego czyli ograniczenia zbyt duzej ilosci wszystkiego
OdpowiedzUsuńAle duże denko! 😀 Prócz masła z Avonu niestety żadnego kosmetyku nie znam.
OdpowiedzUsuńDuże denko. Przymierzam się do zakupu kosmetyków Vianka:)
OdpowiedzUsuńZejście z liczby 150 kupowanych kosmetyków miesięcznie na 10 sztuk jest godne pochwały :D
OdpowiedzUsuńPoczątkowo było to trudne, ale przyzwyczaiłam się :D
UsuńPiękne denko, a i mniejsze zakupy się chwali! Zainteresował mnie ten balsam z Sylveco, jeszcze nie miałam nic do ciała tej marki ;-)
OdpowiedzUsuńJeśli potrzebujesz mocnego nawilżenia to na pewno się sprawdzi :)
UsuńOgromne denko! Też bym chciała mieć takie zaparcie w zużywaniu produktów, a mam wrażenie, że u mnie więcej sie pojawia niż ląduje w śmietniku.
OdpowiedzUsuńZ Vianka z serii łagodzącej mam tonik, ale myślę właśnie nad wypróbowaniem olejku ;) Tonik super się sprawdza.
OdpowiedzUsuńWOW
OdpowiedzUsuńile dobroci :)))
Love
Spore denko :) No ja też używam ładnie:) Z twego nic nie miałam:)
OdpowiedzUsuń150 a 10? Wow, przecieram oczy ze zdumienia i jestem dumna :D Oby tak dalej :) Denko fajne, kilka produktów znam. Też bardzo lubię żele z Dove i podoba mi się brownie z pomarańczą :)
OdpowiedzUsuńBywało, bywało :D
Usuń