Czy tylko na mnie źle wpływa okołoświąteczna otoczka? Przygotowania, dekoracje, piosenki świąteczne, prezenty, ubieranie choinki tylko po to, by po dwóch świątecznych dniach wszystko miało wrócić do rzeczywistości. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo nie lubię, gdy czas przygotowań, często w towarzystwie nerwówki i lekkiej paniki (bo jeszcze podłogę trzeba umyć a pies zjadł najpiękniejszy na świecie papier do pakowania prezentów) jest znacznie dłuższy niż samo wydarzenie, na które czekamy.
Zawsze dziwiłam się mojej mamie, że akurat przed świętami brała się za gruntowne porządki, jak by nie dało się zrobić kiedy indziej. Czy niewidoczny dla niej kurz za kanapą będzie jej bardziej przeszkadzał niż dzień przed lub po świętach ;) Nie sądzę. A w trakcie świąt się dziwi, że nie święta kojarzą się jej tylko ze zmęczeniem.
Osobiście nie zamierzam robić nic poza tym co robię regularnie (przy czym to "regularnie" oznacza co 2-3 tygodnie). Nie jestem pedantką, szkoda mi czasu na dokładne porządki, pucowanie blatu dwa razy dziennie, lecenie ze szmatą jak tylko coś kapnie na podłogę bo by się okazało, że w ciągu dnia nie robię nic innego jak sprzątanie. Zdecydowanie wolę raz a porządnie, przynajmniej widać efekt ;)
Nie myślcie też, że moje mieszkanie to chlew, tak źle nie jest, ale kubki na stole, okruszki na blacie, czy nie rozładowana zmywarka bynajmniej nie spędzają mi snu z powiek.
Podczas, gdy sporo z nas czeka na święta, ja czekam na ... lato. Czekam na nie bez nerwów, bez generalnych porządków, bez przygotowania sterty jedzenia, na które już pierwszego dnia świąt nikt nie będzie mógł patrzeć z przejedzenia. To dla mnie zdecydowanie bardziej pozytywny okres w roku niż święta, nawet, jeżeli nie mamy w planach żadnego wyjazdu.