Lada dzień wykończę żel otrzymany od firmy FlosLek, pora więc na kilka słów na jego temat.
Żel wyjątkowo przypadł mi do gustu, podobnie z resztą jak wersja Noni i czarna porzeczka. Oprócz zapachu niczym się nie różnią, pozwolę sobie więc skopiować fragment dotyczący konsystencji i działania:
Dla mnie ważną kwestią jest działanie żelu na skórę. Cudów nie wymagam, wszak żel balsamu czy innego smarowidła do ciała nie zastąpi, ale dużym plusem jest, jeśli dodatkowo nie wysuszy skóry.
I ten taki właśnie jest.
Co więcej, śmiem twierdzić, że jednak w pewnym stopniu pełni rolę balsamu.
Nie, nie, to nie tak, że całkiem mogę o nim zapomnieć, ALE przez te 2-3 dni faktycznie skóra nie dopomina się dodatkowego nawilżenia. Nie jest ściągnięta, szorstka, a wręcz przeciwnie. Świetna opcja na krótki wyjazd.
Myślę, że jest to zasługą konsystencji - żel jest dosyć gęsty, śliski, jakby lekko tłustawy (nie aż tak jak oliwka).
Koniec cytatu ;)
Skład dosyć mało naturalny jak na nazwanie serii "Natural body", a wyciągu z białej herbaty nie mogę się w nim doszukać.
Co do zapachu, to za każdym razem, gdy sięgam po ten żel (czyli codziennie) nieodmiennie kojarzy mi się z typowo Guerlainowskim zapachem - ma dla mnie słynny zapach meteorytów czy perfum Insolence: pudrowo-fiołkowy, tzw "babciny ;) Babcią nie jestem, ale zapach kulek i tych perfum uwielbiam.
Opis producenta:
Bardzo dobrze zmywa naturalne zabrudzenia skóry, odświeża ją i pielęgnuje. Nie powoduje nadmiernego wysuszania i złuszczania naskórka. wzbogacony ekstraktem z opuncji o działaniu zmiękczającym i wygładzającym.
Gładka, odpowiednio nawilżona, o zdrowym kolorycie skóra.
Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, Glycerin, Glyceryl Oleate, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Panthenol, Polysorbate 20, Sodium Lactate, Parfum, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Propylene Glycol, Opuntia Ficus-Indica Extract, Disodium EDTA, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, C.I.47005, C.I.14700, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional.
Moja opinia:
Żel wyjątkowo przypadł mi do gustu, podobnie z resztą jak wersja Noni i czarna porzeczka. Oprócz zapachu niczym się nie różnią, pozwolę sobie więc skopiować fragment dotyczący konsystencji i działania:
Dla mnie ważną kwestią jest działanie żelu na skórę. Cudów nie wymagam, wszak żel balsamu czy innego smarowidła do ciała nie zastąpi, ale dużym plusem jest, jeśli dodatkowo nie wysuszy skóry.
I ten taki właśnie jest.
Co więcej, śmiem twierdzić, że jednak w pewnym stopniu pełni rolę balsamu.
Nie, nie, to nie tak, że całkiem mogę o nim zapomnieć, ALE przez te 2-3 dni faktycznie skóra nie dopomina się dodatkowego nawilżenia. Nie jest ściągnięta, szorstka, a wręcz przeciwnie. Świetna opcja na krótki wyjazd.
Myślę, że jest to zasługą konsystencji - żel jest dosyć gęsty, śliski, jakby lekko tłustawy (nie aż tak jak oliwka).
Koniec cytatu ;)
Skład dosyć mało naturalny jak na nazwanie serii "Natural body", a wyciągu z białej herbaty nie mogę się w nim doszukać.
Co do zapachu, to za każdym razem, gdy sięgam po ten żel (czyli codziennie) nieodmiennie kojarzy mi się z typowo Guerlainowskim zapachem - ma dla mnie słynny zapach meteorytów czy perfum Insolence: pudrowo-fiołkowy, tzw "babciny ;) Babcią nie jestem, ale zapach kulek i tych perfum uwielbiam.
nie wąchałam, więc na temat zapachu się nie wypowiem, ale zainteresowałaś mnie tym kosmetykiem;)
OdpowiedzUsuńO kurcze, nigdy jeszcze nie miałam do czynienia z meteorytami, więc nie jestem sobie w stanie wyobrazić jego zapachu :)
OdpowiedzUsuńmuszę niuchnąć ten babciny zapach czym prędzej! ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie nowość. Nie miałam przyjemności testować.
OdpowiedzUsuńinteresujący :)
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie opis zapachu, z pewnością po nie sięgnę
OdpowiedzUsuńRozejrzę się za tym żelem, ponieważ wizja tego specyficznego zapachu wydaje się niezwykle kusząca:) Biorąc prysznic, można poczuć powiew luksusu i meteorytów Guerlain;)
OdpowiedzUsuńCiekawy :-)
OdpowiedzUsuń