Po pochwaleniu się przesyłkami z woskami i samplerami Yankee Candle (KLIK) wypadałoby już napisać kilka słów na ich temat.
Pierwszym woskiem, od którego zaczęłam poznawanie wosków Yankee Candle był:
Wybór był prosty - pogoda była słoneczna, czuć w końcu wiosnę, więc żaden inny z pierwszych zakupów ani wanilia ani tym bardziej pomarańcza z przyprawami nie pasowały, a na Clean Cotton jakoś nie miałam ochoty.
Nie, nie pachnie on ogrodem. Odbieram go za to jako zapach świeżego prania, które suszyło się w słoneczny dzień w ogrodzie. Kwiaty, owszem są, ale dopiero opis zapachu zasugerował mi, że to mogą być konwalie. Uwielbiam zapach konwalii i je same, a jednak nie przyszły mi one na myśl, zwłaszcza, że w pomieszczeniu zdecydowanie bardziej unoszą się nuty świeże, niż kwiatowe.
Sam zapach początkowo jest bardzo intensywny, wręcz uderza swoją mocą, ale szybko staje się delikatny i szybko też ucieka.
Po 2 paleniach nie przekonał mnie na tyle, żeby stać się moim ulubieńcem. Szansę jeszcze jednak dostanie, może akurat wszystko przed nim.
Kilka dni temu sięgnęłam po
Świeże pranie mam w Garden Hideaway, choć zapach nie miał taki być, natomiast nie czuję go w Clean Cotton, mimo, że tak wskazuje nazwa.
Clean Cotton to po prostu ... proszek do prania. Tak, świeżutko otwarty proszek, z całą jego intensywnością i ostrością, powodującą wręcz kręcenie w nosie. Wosk wydaje się niepozorny, ale ku mojemu zdziwieniu zapach jest bardzo mocny i naprawdę długo go jeszcze czuć po zgaszeniu.
Polubiliśmy się, ale zdecydowanie nie jest to zapach to częstego używania.
Pierwszym woskiem, od którego zaczęłam poznawanie wosków Yankee Candle był:
Garden Hideaway
Wybór był prosty - pogoda była słoneczna, czuć w końcu wiosnę, więc żaden inny z pierwszych zakupów ani wanilia ani tym bardziej pomarańcza z przyprawami nie pasowały, a na Clean Cotton jakoś nie miałam ochoty.
Nie, nie pachnie on ogrodem. Odbieram go za to jako zapach świeżego prania, które suszyło się w słoneczny dzień w ogrodzie. Kwiaty, owszem są, ale dopiero opis zapachu zasugerował mi, że to mogą być konwalie. Uwielbiam zapach konwalii i je same, a jednak nie przyszły mi one na myśl, zwłaszcza, że w pomieszczeniu zdecydowanie bardziej unoszą się nuty świeże, niż kwiatowe.
Sam zapach początkowo jest bardzo intensywny, wręcz uderza swoją mocą, ale szybko staje się delikatny i szybko też ucieka.
Po 2 paleniach nie przekonał mnie na tyle, żeby stać się moim ulubieńcem. Szansę jeszcze jednak dostanie, może akurat wszystko przed nim.
Kilka dni temu sięgnęłam po
Clean Cotton
Świeże pranie mam w Garden Hideaway, choć zapach nie miał taki być, natomiast nie czuję go w Clean Cotton, mimo, że tak wskazuje nazwa.
Clean Cotton to po prostu ... proszek do prania. Tak, świeżutko otwarty proszek, z całą jego intensywnością i ostrością, powodującą wręcz kręcenie w nosie. Wosk wydaje się niepozorny, ale ku mojemu zdziwieniu zapach jest bardzo mocny i naprawdę długo go jeszcze czuć po zgaszeniu.
Polubiliśmy się, ale zdecydowanie nie jest to zapach to częstego używania.
Ciekawe, ciekawe :) Chciałabym poznać opinię o innych zapach, bo sama zamierzam sobie sprawić kilka wosków :)
OdpowiedzUsuńClean cotton chcę zakupić, ponieważ jest podobny do fluffy towels :) Porządek w pokoju robi się sam :D
OdpowiedzUsuńczekam na opinie kolejnych ;) bo w końcu musze kupić
OdpowiedzUsuńgarden hideaway to mój ulubiony zapach :) chyba jedyny, który byłabym skłonna kupić w wersji świeczkowej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Już sobie zapisałam, że następny będzie Garden hideaway :) z Twojego oipsu wynika, że zdecydowanie mi się spodoba :) u mnie akurat sparkling lemon - w pierwszej chwili był bez szału, ale dzisiaj dałam mu drugą szansę i jak na razie się broni :D aczkolwiek nie polecam go i tak :)
OdpowiedzUsuńMają fantazję :D Czyste pranie... ;D
OdpowiedzUsuńJa mam tylko jeden wosk na razie black cherry i go uwielbiam :-)
OdpowiedzUsuńtych dwóch nie miałam, jednak mango peach salsa jest moim osobistym faworytem.
OdpowiedzUsuńMój antytyp- Red Velvet. Kupiłam bo na zdjęciu było piękne ciasto, tak też pachniało a ja nie miałam ochoty na kolejne kwiaty czy owoce. I męczę się z nim żeby go wypalić, okropna, bardzo mocno śmierdząca wanilia z dodatkami, fuuu...!
OdpowiedzUsuńA typy-Midnight Jasmine, Cherries on snow, Turquise Sky i Pink Sands <3 Polecam! :)
Kocham zapach proszku, więc nie mogłam nie polubić wosku Clean Cotton, nawet teraz właśnie sobie paruje z kominka.
OdpowiedzUsuńWosk garden czeka na wypróbowanie.
Alena:
OdpowiedzUsuńproszek w całej okazałości :)
Kinior:
no to faktycznie fuuuu
Pink Sands czeka na wypróbowanie :)
Little sunshine:
na sucho pachnie cudownie :)
Justyna:
OdpowiedzUsuńmam go od wczoraj :)
Daguszka:
z cytrynowych zapachów zdecydowałam się na Lemon Lavender.
SheLazy, Devilgirl
lada dzień będą kolejne 3 :)
Besi:
OdpowiedzUsuńdla mnie Fluffy Towels jest zdecydowanie łagodniejszy i w nim czuć pranie, a nie proszek. Spotkałam się jednak z odwrotnym odbiorem tych zapachów.
Założylam osobny blog o woskach: www.pachnaco.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńHej :) podczytuje czasem i chyba pierwszy raz sie roznimy - uwielbiam Clean Cotton, ale.. Tylko wtedy kiedy sprzątam :D
OdpowiedzUsuńJ się troszkę na Clean Cotton zawiodlam, ale raz na tydzien, w sobotę w sam raz do sprzątania :)
OdpowiedzUsuńGarden Hideaway niezbyt przypadł mi do gustu. Zbyt mocno czuje w nim konwalie. Clean Cotton już bardziej, choć po pewnym czasie ta ostra, proszkowa nuta zaczyna męczyć.
OdpowiedzUsuń