Już od 3 tygodni inaczej dbam o skórę twarzy (powód opisałam
TUTAJ) i widzę, że to jej bardzo służy. Za delikatną pielęgnację, a przy tym mocno nawilżającą odpłaca się gładkością, komfortem i brakiem niespodzianek.
Istotną zmianą jest wprowadzenie wody termalnej i kostki myjącej La Roche-Posay - są to nowe pozycje w mojej pielęgnacji i dużo wskazuje na to, zostaną na stałe.
W pierwszym etapie przywracanie skóry do ładu 3 kosmetyki składały się na pielęgnację - oprócz wody i kostki były to duże ilości Physiogelu (nakładane nawet kilka razy dziennie). Gdy już wysypka zniknęła, ściągniecie i podrażnienie zniknęło, powoli wprowadzałam "normalne" kosmetyki, aczkolwiek bałam się tego.
Aktualnie moja pielęgnacja wygląda tak:
RANO:
krzywdy mi nie robi. Nie podrażnia skóry, nie powoduje, że jest zaczerwieniona. Jest łagodny i bardzo go lubię (to moja druga buteleczka). Szkoda, że już go nie ma w ofercie.
Woda termalna - La Roche-Posay:
Używam jej zamiast toniku. Nawet nie wiedziałam, że może tak świetnie działać! Miałam już kiedyś wodę termalną, jednak dopiero teraz, po tych przejściach z cerą dostrzegam jej działanie i zalety. Wcześniej uznałam ją za zbędny wydatek - bo i nie miałam potrzeby jej używać.
Koi, uspokaja skórę, nawilża, nie ściąga jej, nie zostawia klejącej warstwy. Skóra nie wymaga natychmiastowego nałożenia kremu. Ma już stałe miejsce w pielęgnacji.
To mój ulubiony krem. Tylko jego nałożenie powodowało minimalne pieczenie skóry. Po innych (próbowałam dermoprotektora Cetaphil, balsamu do twarzy też Cetaphilu i kremu Emolient Linum Dermedic) pieczenie było zdecydowanie większe.
Sukcesywnie przywracał odpowiednie nawilżenie skóry i w rezultacie pożegnałam się z uczuciem naciągnięcia skóry i wrażenia, że zaraz popęka.
WIECZÓR:
Najczęściej wygląda tak:
Czasami, gdy czuję, że woda będzie lepszym wyborem, stosuję ją zamiast toniku:
W sytuacjach ekstremalnych, gdy więcej przebywam na zewnątrz i skóra jest lekko zaczerwieniona od mrozu czy wiatru, stosuje dodatkową warstwę kremu, który spotęguje łagodzące działanie kostki i wody termalnej:
Początkowo zmycie twarzy micelem nie wchodziło w rachubę. Niby jest do cery wrażliwej, a jednak powodował lekkie pieczenie i zaczerwienienie. Myłam twarz tylko kostką myjącą (na dzień zrezygnowałam z makijażu, nawet oczu bo i na powiekach miałam wysuszone placki i tą drobną kaszkę mannę), micel wprowadziłam, gdy już ten najgorszy etap miałam za sobą.
Kostka Lipikar z La Roche-Posay:
U mnie spisuje się świetnie! Twarz jest zdrowo jasna, bez zaczerwienienia, nie jest wysuszona i nie domaga się od razu kremu. Zdecydowanie bardziej mnie satysfakcjonuje niż naturalne mydła ręcznie robione. Plus za bardzo delikatny zapach.
Tonik Corine de Farme:
Nie zawsze się sprawdza, dlatego czasem zastępuję go wodą termalną.
Woda termalna zdążyła mnie już przyzwyczaić do gładkiej i miękkiej skóry, bez uczucia lepkości. Ten tonik pozostawia właśnie taką warstewkę, lekko klejącą, no i też czasami skóra jest po nim zaczerwieniona.
Krem-ratunek Pharmaceris A Sensilium:
Do bardzo wysuszonej skóry jest zdecydowanie za słaby. Z tego powodu na początku stosowania nie byłam zadowolona z poziomu nawilżania - wchłaniał się ekspresowo, do matu, zostawiając przy tym skórę nadal napiętą. Nie było mowy o tłustej, świecącej warstwie, na którą narzekały osoby recenzujące ten krem na Wizażu. Gdy skóra odzyskała odpowiednie nawilżenie krem sprawuje się całkiem dobrze, zwłaszcza, że faktycznie łagodzi podrażnienie i zaczerwienienie. Skóra się uspokaja, zaczerwienienie szybko mija. Nadal używam pod Physiogel, bo sam jednak nie daje mi w 100% takiego nawilżenia, jakiego potrzebuję.
Można powiedzieć, że zupełnie przez przypadek odkryłam świetne kosmetyki (mam tu na myśli wodę termalną i kostkę), które na stałe zagoszczą w mojej pielęgnacji.
Od wielu, wielu lat byłam fanką toników - dopiero teraz widzę, że faktycznie jest różnica w skórze po zastosowaniu toniku a wody termalnej.
Wiele z Was zapewne dobrze zna uroki wody termalnej - u mnie niedawny niespodziewany kaprys skóry spowodował, że dostrzegłam jej zbawienny wpływ. Jak pisałam wcześniej, kilka lat temu miałam wodę termalną, ale używałam jej bez większego przekonania, nie widziałam jej przewagi nad tonikami. Ale też wtedy woda nie miała okazji pokazać w całej krasie co potrafi.
Czy Wy dokonałyście podobnego odkrycia, bo akurat miałyście potrzebę zmiany pielęgnacji skóry twarzy lub ciała?