Wczoraj pojawiły się wyniki końcowych egzaminów, które zdawałam w czerwcu :D Wbrew obawom co do jednej części .... Zdałam!! I to .. hmmm ... świetnie - zarówno w skali grupy (najlepiej ;)) jak i całego województwa (w czołówce)!! Z części najłatwiejszej - 100%, najtrudniejszej - 93% (a myślałam, że wymaganych 75% nie uzbieram - napisać napisałam, ale nie byłam pewna, że wbiję się z moimi odpowiedziami w klucz, który sobie twórca wymyślił), a części pośredniej - 78% :D
Dostałam od Shpilki oficjalne pozwolenie na zakup lakieru :D Ok, wiem, "lakieru", no ale ...
Mama wysłała mnie po jakieś ciasto, a pech chciał, że w tym sklepie mają też troszkę kosmetyków.
Od razu moją uwagę przykuły lakiery nieznanej mi marki Art de Lautrec - zwabiły mnie kolorami i uroczymi buteleczkami :D
Skusiłam się na 3:
nr 414 - dziwny kolor, coś a'la łosoś? - bo ni to róż, ni to koral, ni pomarańcz, czy brzoskwinia. Hmmm muszę pomyśleć, do czego mogłabym porównać ten kolor. Ma malutkie drobinki.
nr 415 - bezdrobinkowa pastelowa mięta (nie taka żywa jak Mint Green z Barry M)
nr 420 - bezdrobinkowy fioletowy fiolet ;)
Kolorów było kilkanaście: czerwienie, beże (a'la kawa z mlekiem), błękit, pomarańcz itp.
Jestem bardzo ciekawa jakości.
Pojemność: 12 ml, cena akurat w tym sklepie: 8 zł.
Oczywiście musiałam poszperać w internecie za informacjami co w ogóle kupiłam i okazuje się, że dystrybutorem jest firma Ados, choć na buteleczce nie ma o tym ani słowa, podany jest tylko adres.
Link do strony:
http://www.ados.pl/lautrec/pl/ . Nie ma na niej tych kolorów, które widziałam dzisiaj, może to więc letnia kolekcja?
Znalazłam całkiem dużo zdjęć tych lakierów na zagranicznych blogach i zapowiadają się bardzo obiecująco!!