Jakiś czas temu trochę ponarzekałam na kosmetyki GoCranberry (wpis: GoCranberry - płyn micelarny, olejek do demakijażu i micelarny żel || Czteroetapowe oczyszczanie skóry (tak, o Koreanki tu chodzi. Żebyście nie pomyślały, że umiem tylko narzekać na tę markę dla odmiany napiszę coś pozytywnego na temat dwóch kosmetyków: Cukrowego peelingu do ciała z masłem shea i olejem żurawinowym oraz Intensywnie regenerującej masce do włosów z kolagenem i olejem żurawinowym. Kupiłam je już dosyć dawno temu korzystając w promocji w jednej z drogerii, kiedy to płyn micelarny i peeling można było dostać w prezencie. Zakupy pokazałam w TYM wpisie i zostały mi z nich jedynie resztki olejku do mycia twarzy.
Cukrowy peeling do ciała z masłem shea i olejem żurawinowym
przeznaczony jest do pielęgnacji każdego typu skóry. Dzięki zawartości drobinek brązowego cukru wspomaga mikrokrążenie, doskonale wygładza oraz usuwa zbędny naskórek. Peeling ujędrnia i regeneruje skórę. Doskonale przygotowuje skórę do dalszej pielęgnacji, zwiększając wnikanie substancji aktywnych zawartych w kosmetykach.
Pojemność: 200ml || Cena: ok 35złSKŁAD: Sucrose, Vitis Vinifera Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Tocopheryl Acetate, Vaccinium Macrocarpon Seed Oil, Parfum.
Do peelingu z wielką przyjemnością jeszcze kiedyś wrócę. Nie widzę w nim żadnych minusów, bo świetnie ściera martwy naskórek, skóra jest po nim niesamowicie gładka i miękka, mmm :D Podoba mi się to, że baza, w której znajduje się gruby i ostry cukier nie jest płynna jak w większości peelingów cukrowych (co prawda niezbyt mi to przeszkadza, ale czasami jest niewygodnie nabierać taką zawartość) a zbita, niemal stała. To zapewne zasługa mojego ukochanego masa shea. Nie ma tu parafiny dzięki czemu delikatnie tłusta warstwa pozostająca na ciele zupełnie mi nie przeszkadza. Co innego czuć dobroczynne oleje roślinne z winogron i żurawiny oraz masło shea a co innego niekomfortowo lepić się od parafiny.
Zapach odbierałam jako niezwykle przyjemny, choć też nie na tyle, żeby jakoś szczególnie się nim rozkoszować. Słodko-kwaskowaty, niby owocowy, ale z delikatną ziołową nutą.
Intensywnie regenerująca maska do włosów z kolagenem i olejem żurawinowym
Pojemność: 200ml || Cena: ok 29złprzeznaczona jest do pielęgnacji włosów zniszczonych zabiegami fryzjerskimi, przesuszonych, łamliwych. Regularne stosowanie zapewnia odbudowę struktury włosów, które stają się miękkie w dotyku i gładkie. Włosy odzyskują blask i zdrowy wygląd. Składniki maski dobrane są w taki sposób, aby włosy świetnie się rozczesywały bez zastosowania silikonów. Niskocząsteczkowy kolagen morski rekonstruuje keratynowy budulec włosa i zamyka łuskę co uniemożliwia utratę nawilżenia i substancji odżywczych oraz chroni przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych, także podczas stylizacji fryzury. Olej żurawinowy to naturalny emolient o działaniu wzmacniającym i odżywczym. Olejek z wiesiołka sprawia, że włosy stają się lśniące i sprężyste. Panthenol stanowi doskonałe spoiwo elementów budulcowych włosa, dzięki niemu włosy stają się grubsze, bardziej elastyczne.
SKŁAD: Aqua, Cetearyl Alcohol, Panthenol, Quaternium-91, Oenothera Biennis Oil, Vaccinium Macrocarpon Seed Oil, Collagen Amino Acids, Myristyl Myristate, Behentrimonium Chloride, Phenethyl Alcohol, Caprylyl Glycol, Parfum.
O masce wyrażę może mniej entuzjastycznie, ale mimo to odebrałam ją pozytywnie zwłaszcza w obliczu rozczarowania kosmetykami tej marki do mycia twarzy (link podałam na początku wpisu). Jeśli kojarzycie recenzje wszelkich masek i odżywek do włosów, to zapewne pamiętacie, że zawsze przy tej okazji pisze o moich trudnych do odpowiedniego dociążenia włosach. Już sama nie wiem, jakiego kalibru maski są potrzebne do tego, aby moje włosy wyglądały tak, jakbym chciała. Do olejowania najlepiej spisuje się u mnie olej arganowy, ale przecież nie będę go używać przed każdym myciem. Maska GoCranberry radzi sobie całkiem nieźle, choć to nadal nie to tak w 100% jakbym oczekiwała. Włosy zdecydowanie zyskały na połysku i miękkości, co już jest dużym osiągnięciem, ale jednak okazała się za delikatna, aby były bardziej lejące. Widzę jej potencjał i na pewno nie jednej z Was bardzo przypadnie do gustu.
dużo ostatnio tych produktów na blogach:)
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam ten peeling, był całkiem w porządku. Niemniej teraz bym po niego nie sięgnęła ponowie ze względu na słodkawy zapach.
OdpowiedzUsuńWygląda zachęcająco <3 Pewnie kiedyś się na niego skuszę <3
OdpowiedzUsuńNa peeling to sama chętnie bym się skusiła :)
OdpowiedzUsuńCukrowy tak :)
OdpowiedzUsuńmiałam peeling w wersji solnej, spodziewałam się porządnego ścierania, a tu było raczej głaskanie, dla mnie zbyt delikatny. Cukrowy widzę, że jest lepszy, więc niewykluczone że się na niego skuszę
OdpowiedzUsuńdawno temu miałam ten peeling, bardzo polubiłam kosmetyki GoCranberry . ponownie przeczytałam Twoją opinię o micelarnym żelu, ja jestem jego fanką , używam go po oczyszczaniu twarzy płynem micelarnym. łączę z wodą i masuję. nie zostaje żaden film a twarz jest dobrze oczyszczona bez ciągnięcia.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, nie zostaje po nim żadna nieprzyjemna warstwa czy uczucie ściągniecia, ale jednak coś mi w nim nie pasuje. Za bardzo ślizga się po skórze przez co miałam wrażenie, że niedokładnie myje,
Usuńdobrze ze ich nie zamawialam;)
OdpowiedzUsuńA dlaczego? Fajne są, zwłaszcza peeling
Usuńja jeszcze nie miałam z nimi styczności, ale nie powiem, ale znajdują się na liście zakupowej :)
OdpowiedzUsuńMoje włosy też są kapryśne, do tego stopnia, że dopiero używając produktów z serii Volume uzyskałam odpowiednie dociążenie, wygładzenie i przyklap jak chciałam :D
OdpowiedzUsuńMoże to była seria No Volume? ;)
UsuńTo rzeczywiście Twoje włosy lubią płatać figle :)
mmmm żurawina ;D
OdpowiedzUsuń